niedziela, 24 lutego 2013

Siłownia drogą do lepszego biegania

Gdy rok temu zaczynałem biegać, jednym z moich głównych celów było zrzucenie wagi i wzrost sprawności. Zawsze uważałem, że bieganie jest najlepszą drogą do osiągnięcia tych dwóch celów. Niektórzy mówią o rowerze i pływaniu. Jednak moim zdaniem nie ma drugiej tak dobrej drogi na zrzucenie wagi.

Podczas biegu pracuje większość mięśni w dynamiczny i jak najbardziej naturalny sposób. Rower jest czymś obcym dla naszego organizmu. Nasi przodkowie poruszali się przecież pieszo. Na rowerze nie ma tak dynamicznych ruchów i nie pracujemy tak równomiernie, tak dużą grupą mięśni, jak podczas biegania. Pływanie jest dużo mniej dynamiczne. Pracują co prawda wszystkie mięśnie, ale w bardzo stały i mniej dynamiczny sposób. Dzięki pływaniu świetnie wzmacniamy mięśnie i powiększamy ogólną sprawność, jednak bardzo wolno spalamy tłuszcz.

W tej świadomości i z takim przekonaniem żyję do dziś, jednak z bieganiem zrównałem jeszcze jedną rzecz. Rzecz, która praktycznie od zawsze była moim wrogiem. Nie znosiłem jej mimo że nigdy tak naprawdę jej nie spróbowałem. Była to nienawiść i brak szacunku. Wszystko brało się z niewiedzy i stereotypów wypracowanych w młodości. Do połowy grudnia zeszłego roku, gdy ktoś opowiadał mi o tym sposobie zwiększania sprawności organizmu, grzecznie go wysłuchiwałem i szybko zmieniałem temat, nie wykazując najmniejszego zainteresowania. Gdy ktoś mnie zaczynał namawiać, zawsze odpowiadałem, że to nie dla mnie i że wolę biegać.

Wszystko do czasu, gdy brat, trochę siłą czystej perswazji, trochę braterską więzią, trochę tym, że załatwi mi to za darmo, przekonał mnie do jednej wizyty na siłowni. Tak, to właśnie siłownia była moim odwiecznym wrogiem. Od kiedy w liceum ćwiczyłem na prymitywnej szkolnej siłowni, zawsze kojarzyła mi się z wytatuowanymi karkami, którzy dźwigają wielkie sztangi, strasznie przy tym sapiąc, pocąc się i kurwując. Stereotyp. Aż się dziwię, w końcu na co dzień śledzę wiele dyscyplin i miewałem kontakt z profesjonalnymi sportowcami. W dzisiejszym sporcie zawodowym bez ciężkiej pracy na siłowni nie da się nic osiągnąć. Ja jednak z klapkami na oczach widziałem siłownię sprzed lat, z mojego liceum. Na szczęście mam brata.


Pamiętam tę dziwną nieśmiałość i to wrażenie, że wchodzę do miejsca, w którym nigdy nie powinno mnie być. Szybko minęła, a brat zabrał mnie na TRX. Zrozumiałem, że siłownia to nie tylko sztangi, hantle i kombajny do ćwiczeń. TRX mnie wykończył. Po prostu dętka. Robiłem to co lubię, czyli ćwiczenia z własnym ciałem, bez dodatkowych obciążeń i zrozumiałem jak słaby jestem. Zrozumiałem, że samo bieganie pomaga spalać, zwiększa siłę i kondycje, ale jest siła i siła, jest kondycja i kondycja.

Nauczyłem się, że siłownia to super uzupełnienie biegania. Przygotowuje nas w zupełnie inny sposób do wyzwań biegowych i w bezpośredni sposób przekłada się na lepsze wyniki na bieżni. Sprawia, że nasze bieganie jest bezpieczniejsze i zdrowsze. Poza tym zimą, może okazać się jedynym sensownym miejscem, gdzie można pobiegać i być pewnym, że się nie rozchorujemy.

W taki sposób mój harmonogram biegania rozszerzył się o plan ćwiczeń na siłowni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz